Komentarze: 0
Zlewam Go.Ma Go gdzieś, podobnie jak całą resztę facetów zresztą. A On niech sobie nosi na rękach kogo chce, mnie to już nie obchodzi, mnie to w ogóle nie boli, ja wiem, ja rozumiem, że nie można mieć wszystkiego, zresztą było do przewidzenia - najpierw Mój Były Straszy Brat, teraz On, ale nikogo więcej już nie będzie, obiecuję, przyrzekam, wypisze sobie fusami z herbaty na czole napis:"Faceci raus!".
Nie jest mi smutno, ani nawet smutcholijnie. Wiem co prawda,że przez najbliższe parę dni będę chodziła wściekła, jak cholera, ale potem wszystko wróci do normy, znowu będę słodka i niepoprawna, nie ma sprawy, to dla mnie pestka, jestem w końcu Błaznem, takich jak ja się nie kocha, z takich jak ja można się śmiać, można czerpać z nich wenę, można nimi pogardzać, można próbować ich pokonać, mozna wycierać nimi podłogę, ale absolutnie nie kochać, to zakazane, zabronione, temat tabu!
Podejdę do Niego-ok, nie ma sprawy, obiecałam sobie, ale to tylko tak pro formo, a potem już konic, już nigdy, nikt, na pewno, z pewnością. Żadnych emocji wyżej radości-oto dewiza takich jak ja. Wolno jest mi jeszcze nienawidzić, ale tylko na boczku, tak żeby nikt nie widział, broń Boże nie zauważył, w końcu mogłoby to mu zepsuć humor, a nie o to tu chodzi.
Wiem,że sama to sprowokowałam, zasłużyłam na to co mnie spotkało, ale cholernie trudno jest nagle przestać być Błaznem.A zresztą teraz to już bez znaczenia-wracam do mojej dawnej fuchy, przeistaczam się ze słodkiego dziewczątka w obcisłych bluzeczkach z powrotem w wyrafinowanego, złośliwego Trefnisia w starej koszuli ojca i chustce zawadiacko zawiązanej na czole. Jeszcze jutro, jeszcze tylko jutro...
A potem niech pochłonie mnie piekło ku uciesze gawiedzi!